Od czego zacząć. Najlepiej od spraw najbardziej dla mnie świeżych, a mianowicie: Pracy. Gdzieś przeczytałem, że jestem z pokolenia, które walczy o swoją stabilność, ale martwiąc się o to, co będzie za miesiąc, dwa. Nie mogę znaleźć trwałego gruntu, kiedyś myślałem, że to super zmieniać prace raz na rok, może częściej wiele można się nauczyć i doświadczyć różnych możliwości. Nadal tak uważam, szkoda tylko, że z punktu widzenia pracodawcy już nie. Pracodawca widzi Cię, jako narzędzie, z którym można pogadać, można go również czegoś nauczyć(ale nie za wiele) i to, że generujesz dla niego ogromne koszty. No właśnie, koszty. Każdy, kto pracuje na etacie stwierdzi, że zarabiam śmieszne pieniądze jak na to, co robię. Być może masz racje, jeśli pracujesz w kasie za 1400zł. Muszę jednak Cię rozczarować. To Twoja zasługa, że tyle zarabiasz na tyle się zgodziłeś rozmawiając o prace. Powiesz, że nie masz wyboru? Żyjesz w wolnym kraju, masz tysiące możliwości zarobienia pieniędzy. Najłatwiej jednak iść do kogoś i powiedzieć, że chce się zarabiać 5000zł na rękę. Ale nawet wtedy po paru miesiącach i tak stwierdzasz, że za mało zarabiasz do tego, co robisz.
No, więc dla pracodawcy jesteś kosztem i to dużym. Widzisz każdy pracodawca zarabia sam na siebie, musi sam ogarnąć tyle ile zarabia. Jeśli przedsiębiorca zarabia 2000zl to świadczy, że jest kiepskim przedsiębiorcą. Jeśli zarabia 10 000zł to jest, co najwyżej średnim przedsiębiorcą.
Wracając do mojego wywodu. Skoro jesteś dla niego kosztem to, aby z weryfikować to czy Ty mu się opłacasz, musisz dla niego zarobić. No, ale zaraz przecież, ja sprzątam jego podłogi i dbam o jego porządek na biurku. To jak mam na niego zarobić? Bardzo proste. To, co ty robisz, wyręczasz jego z tego obowiązku. Więc ma więcej czasu, aby zarabiać pieniądze. Robi prostą kalkulacje. Skoro raz w tygodniu muszę posprzątać swoje lokum tak, aby było zadbane i klienci, z którymi rozmawiam byli godnie przyjmowani to wyceniam swoją pracę na 200zł. Oczywiście tyle by mu zostało w kieszeni o ile sam by to zrobił. Więc szuka nowego pracownika, ale nie za 200zł, oj nie znajdzie pracownika za 100zł z pocałowaniem ręki, bo ten drugi woli mieć pewną wypłatę pozostałe 100zł jest dla niego. Czysty biznes? Wiec, czemu nie zatrudniać więcej osób? Przede wszystkim to zależy od niego samego, czy on już sam zarabia wystarczająco, dużo, aby szukać “pomocy” i podzielić się częścią swojego zarobku. Następnie robi kalkulacje, czy ten nowy pracownik wypracuje to, co on chce uzyskać pierwszego każdego miesiąca. Im przedsiębiorca jest bardziej kumaty tym lepiej to wycenia. Obecny rynek pracy mu ułatwia to finansowo, bo mało osób ubiega się o konkretne pieniądze. A jak już się ubiega chętnie znajdzie się na jego miejsce osoba, która tego nie robi. Tak rozrasta się różnica między bogatymi a biednymi.
Pewnie sobie myślisz, że muszę być okrutnym przedsiębiorcą. Otóż nie, pisząc ten artykuł jestem w niepewnej sytuacji na etacie, kiedy martwię się, co będzie za miesiąc, dwa. Sęk w tym, że dostrzegam rzeczy nie tylko przez swój pryzmat, ale potrafię wstawić się w kogoś innego.
Łatwo mi się też to piszę, bo obecnie mam bardzo przejrzyste warunki pracy. Pracuje, jako KeyAccountManager, czyli handlowiec. Mam bardzo prosto określone zasady. Sprzedam to zarobię na siebie, nie sprzedam jestem dla niego kosztem. Pracowałem również na zasadzie, nie sprzedam nie mam nic. Bardzo popularne wśród pracodawców “cwaniaków”.
To drugie rozwiązanie wydaje się pod względem pracodawcy najlepszym rozwiązaniem to, dlaczego ich określam, jako cwaniaków? Otóż, oni próbując sprzedać nawiązywali kontakt z potencjalnymi klientami, tworzyli bazę, budowali wizerunek firmy. Czyli praca, która on sam też musiał robić. Tyle, że nie dostali za to wynagrodzenia, bo nie sprzedali. No tak, ale odpowiesz, że przez to dostają lepszą prowizje? Niestety wciąż niektórzy się na to godzą, problem jest z tym, że o ile ty masz armie takich ludzi i podchodzi do tego statystycznie i dostajesz zawsze jakaś kasę to oni już niestety nie. Twój system będzie działał, ale do czasu. Prawda jest taka, że tacy pracownicy bardzo szybko się wypalają, jak się wypalają to będę psuć twój wizerunek, jeśli Twój wizerunek zostanie nadszarpany to TY będziesz ponosił coraz mniejsze koszty. Problem wielu przedsiębiorców jest ich krótkowzroczność. Problemem etatowców jest ich dalekowzroczność. W wieku 30 lat myślą o tym, kiedy spłacą kredyt na mieszkanie i czy nie obiorą im tego mieszkania.
No, więc jak to pogodzić? Jestem zwolennikiem współpracy i jasnych warunków. Coraz częściej robi się popularny system działalności gospodarczej. Nie jestem jej zwolennikiem, jeśli mając działalność gospodarczą siedzisz w biurze w innej firmie i pracujesz na nią. To jak pogodzić współpracę na etacie? Moim zdaniem prosto, wystarczy, że nawiążesz otwarty dialog z pracownikiem określisz jasne warunki z swojej strony(czyli to, co ma zrobić) oraz zapewnisz mu stały dochód + odpowiednie premie/prowizje za osiągnięcia. Wówczas masz pracownika zmotywowanego do pracy i on wie, że puki nie zrobi to nie zarobi więcej. Ty masz dzięki temu pracownika, który chce się rozwinąć - do czasu… Czemu do czasu? To w następnym wpisie, bo w takim tępię to napiszę książkę…